Non Nominatus Non Nominatus
709
BLOG

Śmierć Bin Ladena – zagwozdka dla obrońców praw człowieka

Non Nominatus Non Nominatus Polityka Obserwuj notkę 13

Każdy dzień przynosi nowe „rewelacje” w sprawie akcji Seal Team 6 zakończonej śmiercią „wroga publicznego nr 1”, Osamy ibn Laddina, czy też z „amerykańska” Ben Ladena. Pierwotnie mówiono, że został zastrzelony przez operatorów Navy Seals „w samoobronie” (rzekomo odpowiedział ogniem i ostrzeliwał się do samego końca), że gdyby się poddał, zostałby wzięty do niewoli.
Przepraszam za dygresję w tym miejscu, ale nie przypominam sobie, aby USA były w stanie wojny z Arabią Saudyjską (Osama był saudyjskim obywatelem) albo Pakistanem (faktycznym miejscem przebywania Osamy), aby móc mówić o braniu do niewoli, jeńcach wojennych itd. (III konwencja genewska z 1949 r. sama stanowi, że może mieć zastosowanie wyłącznie w czasie tzw. międzynarodowego konfliktu zbrojnego). GWOT (Global War on Terror) nie uzasadnia uznania kogokolwiek za jeńca wojennego, zresztą gdyby tak było, więźniowe przetrzymywani w Guantanamo, Abu-Ghraib czy Bagram nie mogliby być torturowani, ponieważ USA są stroną III konwencji genewskiej zakazującej niehumanitarnego traktowania jeńców.
Dzień lub dwa później szef CIA przyznaje, że w sumie nie miało znaczenia, czy się bronił, czy nie, bo i tak komandosi polecieli do Pakistanu z rozkazem „wyeliminowania” terrorysty.
Dzień później w wywiadzie dla jednego z pakistańskich dzienników córka Osamy rzekomo twierdzi, iż jej ojciec został najpierw schwytany przez marynarzy SEALS, a następnie zastrzelony z zimną krwią na oczach rodziny. Pośrednio potwierdziły to informacje Białego Domu.
Zaraz podniosłą się medialna wrzawa. Z jednej strony grupa publicystów przyklasnęła i pogratulowała Amerykanom, stwierdziwszy, że to był jedyny sposób, aby sprawiedliwości faktycznie stało się zadość, a rodziny ofiar ataków z 11 września mogły odczuć mniejszą bądź większą ulgę. Słynne „oko za oko” z Kodeksu Hammurabiego, nota bene powtórzone w Starym Testamencie, choć  kłócące się z nowotestamentowym „Do mnie należy pomsta…”.
Z drugiej strony pojawiły się głosy, że to sprzeczne z prawem, nieludzkie, łamiące prawa człowieka itd.
Trudno nie zgodzić się z tezą, że wykonywanie nieformalnych wyroków śmierci na domniemanych (na podstawie mniej lub bardziej wiarygodnych dowodów) terrorystach jest niezgodne z prawem międzynarodowym, zwłaszcza umowami/konwencjami z zakresu praw człowieka gwarantującymi uczciwy proces. Nawet egzekucje wykonywane na funkcjonariuszach niemieckich władz okupacyjnych czy kolaborantach w okupowanej Polsce znajdowały oparcie w wyrkach sądó1) specjalnych.
Tzw. targeted killings jako sposób na eliminację kluczowych terrorystów w drodze akcji wojskowych, zatwierdzonych przez „najwyższe czynniki polityczne” stały się w ostatniej dekadzie bardzo popularne, zwłaszcza w wykonaniu USA i Izraela. Innym określeniem, jakiego używa się na tego typu akcje są „extrajudiciary executions”, czyli „egzekucje pozaprocesowe”. „Dowody winy” analizują wojskowi, pracownicy służb wywiadowczych (przy udziale prawników przez stosowne instytucje zatrudnionych). Nie sądy, ani nawet nie pojedynczy sędziowie. Żołnierze i szpiedzy. Oni przedstawiają rekomendacje władzy wykonawczej, która zatwierdza „egzekucję”.
Trudno też nie zgodzić się z tezą, że represalia, czy też akcje odwetowe zacierają różnice między ofiarą a napastnikiem (sprawcą).  Ze potępiając terrorystów w odwecie działa się tak, jak oni. Że cywilizowane rzekomo państwa uciekają się do „niekonwencjonalnych metod przesłuchań” (czytaj tortur, od których odżegnuje się większość tzw. cywilizowanych państw).
Gwoli ścisłości – nie popieram polityki targeted killings. Uważam, że pojmanie Osamy i zrobienie z jego procesu takiego samego widowiska, jakim był proces Saddama, wywarłoby znacznie intensywniejszy wpływ propagandowy na tzw. islamskich ekstremistów niż niepoparte dowodami informacje o jego zabiciu. Że jeżeli facet faktycznie się poddał, jego zabicie było zbrodnią w majestacie prawa. Ale…
Ale właśnie. Gdzie byli obrońcy praw człowieka, gdy praktyki CIA dotyczące „niekonwencjonalnych metod przesłuchań” miały miejsce? Niektórzy z nich wręcz usprawiedliwiali stosowanie tych metod w celu zapobieżenia atakom terrorystycznym.
Gdzie byli obrońcy praw człowieka, bezpośrednio po 11 września? W większości na wiecach poparcia dla GWOT. Gdy jednak zobaczyli, że a la guerre come a la guerre, że wojna to również niestety zbrodnie wojenne, cierpienia cywilów i przypadkowa śmierć niewinnych osób, zmienili front. Zaczęli domagać się nadstawiania drugiego (niekoniecznie własnego) policzka.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Najchętniej znalazłbym przysłowiowy złoty środek pomiędzy humanitaryzmem a koniecznością obrony przed tzw. światowym terroryzmem. Niestety, złote środki istnieją tylko w idealnym świecie, a nasz idealny nie jest. Dobrze się stało, że ikona Al-Kaidy została wyeliminowania (niekoniecznie dobrze, że w ten sposób), choć obawiam się, że dla aktywności islamskich ekstremistów nie będzie miało to większego znaczenia. Wbrew oczekiwaniom niektórych, nie przyspieszy to też zakończenia konfliktu w Afganistanie (powiązania Talibów z Al-Kaidą były i są dość luźne, może kiedyś rozwinę ten temat), chyba że przez zakończenie konfliktu rozumiemy pośpieszne wycofanie się ISAF (Amerykanie już przebąkują, że wyeliminowanie Osamy uzasadnia radykalne zmniejszenie zaangażowanie wojsk USA w Afganistanie) i pozostawienie rozdartego kraju na pastwę losu (bo mało popularny reżim Karzaja nie jest w stanie samodzielnie uporać się z wojną domową).
Śmierć Bin Ladena – zagwozdka dla obrońców praw człowieka.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka