Non Nominatus Non Nominatus
561
BLOG

CIA ostrzega Pentagon przed drugim Wietnamem

Non Nominatus Non Nominatus Polityka Obserwuj notkę 18

Analitycy CIA dużo gorzej oceniają sytuację w Afganistanie niż nowy dyrektor tej agencji David Petraeus oraz najważniejsi dowódcy sił zbrojnych - zauważa
w piątkowym "Washington Post" czołowy publicysta dziennika David Ignatius.

W lipcu CIA opracowała analizę postępów operacji USA i NATO w Afganistanie,
w której orzekła, że wojna zmierza do "impasu" w konfrontacji między talibami
a siłami USA i koalicji międzynarodowej.

"Nawet na obszarach, na których USA zwiększyły liczbę wojsk w ostatnich 18 miesiącach, aby oczyścić je z rebeliantów, nie doszło - zdaniem analityków CIA - do zahamowania ofensywy talibów, wbrew temu co twierdzą prezydent Obama
i dowódcy sił zbrojnych" - pisze Ignatius.

Petraeus, który do niedawna sam dowodził wojskami w Afganistanie, nie zgadza się z pesymistyczną oceną własnych analityków. Podobnie nie zgadzają się z nią nowy dowódca wojsk w Afganistanie, generał John Allen, szef Centralnego Dowództwa (CENTCOM), generał James Mattis i przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów, admirał Mike Mullen.

Publicysta "Washington Post" zwraca uwagę, że mamy tu analogię z przegraną przez USA wojną w Wietnamie (1965-1973).

"Podobnie jak w przypadku wielu innych aspektów wojny w Afganistanie, są tu echa Wietnamu - gdzie analitycy CIA wcześnie i z naciskiem ostrzegali, że strategia amerykańska nie odniesie sukcesu, ale spotkali się z kontrą generałów, którzy upierali się, że USA mogą zwyciężyć, dysponując wystarczającą siłą militarną" - czytamy w artykule.

W uszach dźwięczą mi słowa przypisywane generałowi Williamowi Westmorelandowi rzekomo wypowiedziane tuż przed rozpoczęciem bitwy o Khe San, o "drugim cholernym Dien Bien Phu". O ile jednak samo Khe Sahn obroniło się, cała kampania wietnamska zakończyła się porażką USA i ich sojuszników, podobnie jak radziecka interwencja w Afganistanie.

Wojnę partyzancką siłom regularnym wygrać trudno,nawet przy uciekaniu się
do wyjątkowo brutalnych metod działań antypartyzanckich, których od Niemców uczyli się Brytyjczycy i wdrożyli je na Malajach, a następnie metody te udoskonalili Amerykanie tępiąc partyzantkę w Ameryce Środkowej, Wietnamie itd.

W jednej ze swoich książek Wiktor Suworow porównał sowiecką interwencję
w Afganistanie do niemieckiej okupacji Jugosławii w czasie II wojny światowej: przeszli przez kraj, jak gorący nóż przez masło, pozakładali garnizony, a potem się zaczęło. Podobnie wyglądała amerykańska „interwencja” w Wietnamie, próby zdławienia partyzantki w Iraku, tak samo wygląda operacja w Afganistanie. Pierwotne cele militarne osiągnięto dość szybko, rozbijając wojska Talibów i doprowadzając do upadku ich reżimu. Problemy zaczęły się później: gdy wojska NATO od działań regularnych przeciwko w miarę zorganizowanemu przeciwnikowi musiały przejść do zwalczania talibskiej partyzantki, coraz lepiej zorganizowanej i stosującej z dnia
na dzień bardziej coraz bardziej wyrafinowaną taktykę. Co gorsza, ISAF powierzono zadanie odbudowy i stabilizacji kraju, który ustabilizować niepodobna. Żołnierze zamiast walczyć, niszczyć i zabijać, nagle mieli budować, zjednywać, pomagać.

To nie mogło się udać. I się nie udało. Miliardy dolarów wyrzucono w błoto
na projekty absolutnie nikomu niepotrzebne albo kompletnie nieprzemyślane, działania sprzeczne z miejscowymi zwyczajami i kulturą. Za przykład może posłużyć budowa studni w jednej z afgańskich wiosek w rejonie Mazar-i-Szarif, aby miejscowe kobiety nie musiały codziennie chodzić do innej studni oddalonej o pięć kilometrów. Kilka dni po „uroczystym” otwarciu studni została ona zniszczona przez miejscowe kobiety. Dlaczego? Bo nikt z ISAF nie spytał ich, czy chcą mieć studnię bliżej. Bo nikt nie zadał sobie trudu, aby dowiedzieć się, że te pięciokilometrowe „spacery” po wodę do oddalonej studni były jedyną okazją dla tych kobiet do swobodnej rozmowy bez obecności mężów, ojców, braci itd.

Takich przykładów można mnożyć. Ciekawe, czy i tym razem analitycy CIA wiedzą lepiej od dowódców wojskowych i właściwie przewidują wynik afgańskiej wojny. Inna sprawa, że CIA nie raz i nie dwa dała ciała, donosząc a to o irackiej broni masowego rażenia, a to o olbrzymim poparciu społecznym dla Pinocheta, Perona
czy dziesiątków innych krwawych dyktatorów zainstalowanych przez CIA jako „naszych sukinsynów” tylko po to, aby od władzy odsunąć lewicujących polityków. Obawiam się jednak, że tym razem analitycy CIA się nie mylą i trafnie przewidują,
że z afgańskiego piekła łatwo wyjść się nie da.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka