Non Nominatus Non Nominatus
497
BLOG

Propaganda MON, czyli "zdarzenie lotnicze"

Non Nominatus Non Nominatus Polityka Obserwuj notkę 0

Dziś główne media obiegła informacja o tym, że ktoś podzielił się z RMF FM filmikiem, na którym uwieczoniono, jak 12 czerwca br. jedna z "Łań" przydzielonych do PKW Afganistan rozchrzania się w drobny mak w pobliżu FOB Warrior, co oficjalnie przez Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnych nazywane jest "zdarzeniem lotniczym", a nie katastrofą.

Nomenklatura nomenklaturą, bo zgodnie z zapisami § 20 Instrukcji Bezpieczeństwa Lotów Sił Zbrojnych RPdo zdarzeń lotniczych zalicza się również katastrofy, choć tu o katastrofie sensu stricte mówić nie można (tylko dlatego, że nikt nie zginął), ale był to co najmniej „lżejszy wypadek lotniczy”.

Zastanawia mnie jednak, dlaczego DO SZ, przyłapane przez RMF na mijaniu się z prawdą (co najmniej), brnie w idiotyczne tłumaczenia o złych warunkach atmosferycznych i „awaryjnym lądowaniu” śmigłowca w „wybranym przez pilota miejscu gwarantującym bezpieczeństwo załodze i żołnierzom bazy Warrior”. Ja na miejscu pilota, gdybym miał jakikolwiek wybór, raczej nie „sadzałbym” awaryjnie maszyny w bezpośrednim sąsiedztwie cystern z paliwem. Czego, jak czego, ale bezpieczeństwa to nie gwarantowało.

Na filmie widać wyraźnie, że z jakichś względów piloci utracili kontrolę nad maszyną i nie wygląda to na „silny boczny wiatr” jako przyczynę. Załoga nie wybierała miejsca do lądowania. Przyziemiła tam, gdzie chciała grawitacja.

Odrębną kwestią pozostaje przyczyna utraty panowania nad maszyną. Jeżeli „Łania” oberwała od Talibów, zastanawia brak smugi dymu ciągnącej się za nią przy podejściu do „awaryjnego lądowania”. Słychać też wyraźnie, że silniki „zgasły” dopiero po przydzwonieniu w glebę. Awaria? Jeżeli tak, to ewentualnie układów sterowania, bo silniki pracowały, a śmigłowiec nie utracił siły nośnej, tylko jakby „zarył w glebę” w locie koszącym.

Bardziej prawdopodobnym wydaje się, że załoga „przykozaczyła”. Proszę zwrócić uwagę, na jakiej wysokości nad szczytami wzgórz okalających bazę przelatywał śmigłowiec. Niemalże szorował brzuchem. Podmuch spod wirnika głównego, odbity od szczytów wzgórz mógł spowodować utratę kontroli nad maszyną przez załogę, która już tylko modliła się o wydostanie się z opresji bez większego szwanku. Bezpośrednio przed uderzeniem w ziemię, nie było żadnych gwałtownych manewrów, prób zwiększenia wysokości, obroty silników nie zwiększyły się, wirnik „mielił” powietrze z niezmienną prędkością. Coś zaskoczyło załogę, ale raczej nie boczny wiatr, bo ten ma niewielki wpływ na zachowanie lecącego śmigłowca (co innego, gdyby był w zawisie).

W każdym razie ciekawe, czy w obliczu „rewelacji” RMF, raport z tego „zdarzenie lotniczego” również zostanie upubliczniony. Wątpię…

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka